środa, 26 grudnia 2012

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Dodatek świąteczny.

W przypływie nagłej weny, powstało takie oto ekstra-opowiadanie. Zainspirowane przygotowaniami do świąt. Hope you enjoy it. : )

_________________________________________________________________________________


     Tego ranka Louis wstał wcześniej niż zwykle. Jednym okiem spojrzał na budzik, po czym z wielkim uśmiechem na twarzy zerwał się z łóżka, i począł budzić przyjaciół, biegając od pokoju do pokoju.
- "CORAZ BLIŻEJ ŚWIĘTA, CORAZ BLIŻEJ ŚWIĘTA!" WSTAAWAAĆ LENIE! ZA DWA DNI WIGILIA! - krzyczał na całe gardło, śmiejąc się donośnie. 
     Kto jak kto, ale to własnie Tomlinson zawsze najbardziej cieszył się z nadchodzących świąt. Wspólna kolacja, ubieranie choinki, prezenty.. Ta atmosfera zawsze mu odpowiadała. 
Na korytarzu pojawił się zaspany Harry, przecierając klejące się jeszcze oczy. Takiej pobudki się spodziewał, ale dopiero za jakieś dwa dni. 
- Szkoda dnia, nie wolno spać! Trzeba ubrać choinkę! Kupić prezenty! Upiec babeczki! - wyliczał Louis, ciągle drepcząc w miejscu. 
- Lou, naprawdę można to zrobić później.. za godzinę... ewentualnie pięć.. - mruknął loczek, i potrząsnął głową, by ujarzmić niesforną fryzurę. 
     Tommo jednak nie odpuszczał, nie było więc rady, trzeba było wstać. Niall zajął się przygotowaniem śniadania, Zayn ściągał do ich domu Charlie i Cat, a Tomlinson niestrudzenie planował cały dzisiejszy dzień.
- Najpierw idziemy do sklepów, kupić prezenty. Potem ubierzemy choinkę, a dziewczyny zajmą się jakimiś wypiekami, czy czymś tam - mówił, przeglądając na komputerze strony z propozycjami potencjalnych prezentów pod choinkę. 
Każdy z nich na swój sposób przeżywał ten okres. Niall cieszył się, że spędzi ten czas z przyjaciółmi i rodziną, i że będzie się mógł najeść. Lou i Liam chcieli poświęcić nieco więcej czasu dla swoich dziewczyn, tak jak i Zayn. Harry myślał tylko o tym, żeby wreszcie porządnie odpocząć. 
     20 minut później zjawiły się dziewczyny, całe czerwone i obsypane śniegiem.
- Ja kiedyś dorwę te bachory, a wtedy to je utopię w tym śniegu.. - mruczała zdenerwowana Caitlin, zdejmując z siebie ubrania, i otrzepując je lekko z białego puchu. 
- Wesołych świąt! - powiedziała Charlie, uśmiechając się szeroko, na przekór temu, że mróz panujący na dworze ostro jej dopiekł. 
- Nawzajem, Koniczynko - powiedział Nialler, i przytulił czule przyjaciółkę. 
- Hej, Charlie, Cat, co byście chciały dostać pod choinkę? - spytał Lou, pojawiając się w korytarzu z notesem i ołówkiem w dłoniach. 
Z uwagą wpatrywał się w przyjaciółki, które spoglądały na niego nieco osłupiałe. 
- Tommo, daj spokój. Ja nic nie chcę. Swoją drogą, nie rozumiem, jak można tyle kasy wydawać na prezenty świąteczne. Ludzie, są też inne okazje w roku.
- Dla mnie w czasie świąt najważniejsza jest ta niepowtarzalna atmosfera - powiedział Zayn, wsuwając dłonie do kieszeni, i opierając się o framugę drzwi. 
- Tak, podobnie jak i dla mnie. Byłam wczoraj w galerii, chciałam kupić świąteczne ozdoby. Niedaleko mnie stała para. Dziewczyna tylko pokazywała chłopakowi, co by chciała dostać, a ten jak głupi wszystko jej kupował. Masakra jakaś - Charlie aż skrzywiła się na wspomnienie tej sytuacji.
     Tymczasem Tomlinson zaczął się już niecierpliwić. 
- Ja wiem, tak, atmosfera, ale kupowanie prezentów to dla mnie tradycja. No, już, powiedzcie mi, błagam. 
Caitlin pomyślała chwilę, i odezwała się:
- Ja to bym sobie życzyła wielkiego miśka, który by wyglądał jak połączenie Deep'a z "Piratów z Karaibów" i zarazem Aragorna z "Władcy Pierścieni", ze szczyptą Snapes'a z "Harry'ego Potter'a" - powiedziała całkiem poważnie. 
Wszyscy spojrzeli najpierw na nią, a potem na Louis'a. Wiadome było to, że taka zachcianka jest praktycznie niemożliwa do spełnienia. Tymczasem Louis przez chwilę notował, po czym z błyskiem w oku pokiwał głową. 
- Okej. No a co z tobą, Charlie? - spytał, jak gdyby nigdy nic. 
- I co, że ty niby masz zamiar skołować takiego pluszaka? - spytał Harold, nadal nie bardzo wierząc w to, co przed chwilą usłyszał. 
- A czemu niby nie? - Louis tylko wzruszył ramionami, i ponownie spojrzał na Watson - Charlie? 
- No nie wiem, skarpetki? 
Tomlinson zanotował, i uśmiechnął się. 
- Okey, możemy iść. 


     W galerii było mnóstwo ludzi. Przyjaciele postanowili się więc rozdzielić, i spotkać się w umówionym miejscu za trzy godziny. Charlie postanowiła wybrać się z Cat, Lou poszedł sam, Zayn i Niall wyruszyli razem, a Liam i Harry także się rozeszli. 
     Charlie i Cat świetnie znały chłopców, dlatego też nie miały większego problemu z wymyśleniem prezentów dla chłopaków. Znacznie większy problem był z ich znalezieniem. 
- Boże, dlaczego nigdzie nie ma cholernej koszulki z cholernym gołębiem? Mają jakieś głupkowate ryby, nawet pomidory są! Ale za nic nie ma gołębi! - krzyczała Charlie, i w tym momencie Cat podsunęła jej pod nos koszulkę z podobizną gołębia.  
- To nie fair, ona była ukryta. Przyniosłaś ją z domu - powiedziała czerwonowłosa, i wpakowała koszulkę do koszyka. 
     Następną osobą, dla której dziewczyny szukały czegoś odpowiedniego był Liam. Potrafiły wybrać coś dla każdego, ale w kwestii Payne'a trzeba było się dłużej zastanowić. 
- Nie wiem, może jakaś płyta, lub fajna bluza? - zaproponowała Caitlin, spoglądając w stronę sklepu sportowego. Nagle jej wzrok zatrzymał się zupełnie gdzie indziej. Dziewczyna dostrzegła bowiem coś, co Liamowi na pewno by się spodobało. 


     Tomlinson wszystko, co miał zapisane, już zdążył kupić. No, prawie wszystko. Pozostał mu tylko prezent dla Cat. 
     Tymczasem Zayn i Niall kupowali wszystko hurtem - dla każdego to samo, żeby mu nie było przykro. Inny był tylko prezent Horana dla Charlie. 
     Liam i Harry postawili na zabawę, i kupowali różne śmieszne i dziwne rzeczy, jakie tylko napotkali. Potem wystarczyło tylko dopasować je do odpowiedniej osoby, i voila. 


     Wszyscy spotkali się o umówionym czasie w umówionym miejscu. Każdy każdemu zaglądał do siatek ciekaw, co też kupili. Towarzystwo jednak pilnowało tego, by wszystko pozostało tajemnicą aż do momentu rozdania prezentów. 
     Kiedy przybyli do domu, robiąc uprzednio małe zakupy spożywcze, Lou rzucił się do piwnicy, w poszukiwaniu choinki. Zayn zszedł także, by wynieść na górę bombki i łańcuchy. 
     Drzewko wyglądało całkiem dobrze, poza tym, że co chwila sypały się z niego sztuczne igły. Wszyscy zabrali się za jego przystrajanie. W tle Cat puściła piosenkę "Let it snow". Kolorowe, różnokształtne bombki zaczęły pojawiać się na iglastych gałązkach. Niall ciesząc się niczym małe dziecko zakładał każdą następną ozdobę, a jego radość udzieliła się wszystkim obecnym. Wśród gwaru rozmów i śmiechów przyjaciele wieszali złote i srebrne łańcuchy nie tylko na drzewko, ale także na siebie nawzajem. Tak wystrojeni chodzili po domu, szykując się do pieczenia.
     Chłopcy starali się pomagać Charlie i Caitlin jak mogli, ale nie wychodziło im to najlepiej. Postanowili więc zrezygnować, i zaczęli obrzucać się mąką, uznając to za świetną zabawę. Już po chwili nie tylko kuchnia, ale też i salony były białe. 
- Będziecie to sami sprzątać - ostrzegła ich Cat, wkładając gotowe ciasto do rozgrzanego pieca. 
Charlie właśnie kończyła przystrajać babeczki.


     Dwa dni później, dokładnie 24 grudnia, kiedy to też były urodziny Louis'a, wszyscy wstali w radosnych nastrojach. Była wigilia. Za oknem z nieba sypał się biały puch, w powietrzu czuło się święta. 
     Zaaferowany Tomlinson, który przez ostatnie dwa dni interesował się tylko i wyłącznie planowaniem świąt, całkiem zapomniał o swoich urodzinach. Toteż gdy rano otworzył oczy, i zobaczył nad łóżkiem przyjaciół z tortem, mocno się zdziwił. Wszyscy zaczęli śpiewać mu "Happy Birthday", a Tomlinson uśmiechnął się speszony. 
- Wszystkiego najlepszego kochanie - powiedziała Eleanor, i pocałowała swojego chłopaka. 
- Najlepszego, stary. Żeby ci się zawsze wiodło tak, jak teraz.
Każdy po kolei wręczył mu prezent, za które chłopak bardzo dziękował i wciąż powtarzał, że "nie trzeba było". 
     Przez cały dzień wszyscy z niecierpliwością wyczekiwali na czas, kiedy na niebie pojawi się pierwsza gwiazdka. Wszystko było już przygotowane, i kiedy ta chwila nastąpiła, przyjaciele zaczęli łamać się opłatkami, składając sobie najszczersze życzenia. Potem, po tradycyjnym odczytaniu fragmentu "Opowieści Wigilijnej", zasiedli do stołu, by móc cieszyć się przygotowanymi przez siebie potrawami. Z otwieraniem prezentów mieli poczekać do jutra, ale ciekawski Lou wszystko popsuł, zaglądając do jednej z paczek. Oto co każdy z nich otrzymał:
  • Liam - koszulkę z żółwiem, płytę z kawałkami Sheerana, perfumy, dużo słodyczy, kilka par bokserek, i czapkę z motywem Batmana.
  • Louis - koszulkę z gołębiem, książkę "55 potraw z marchewek", koszulę w paski, vansy i kombinezon.
  • Zayn - bokserki, plastry pomagające rzucić palenie, małe zwierciadło, trzy koszulki, zestaw do pielęgnacji włosów i nowe buty nike. 
  • Harry - koszulkę z motywem kota, bransoletki, kartę na darmowy tatuaż, aparat i słodkości.
  • Niall - kupony na darmowe jedzenie w Nando's, nowe buty Supra, koszulkę z napisem "I ♥ food", fullcap i mały breloczek z leprechaunem do kluczy. 
  • Cat - perfumy, koszulki, biżuterię, słodkości ("przecież ja jestem na diecie! Jak tak można?!), książkę o modzie i miśka, jakiego sobie zażyczyła (?! ).
  • Charlie - buty Supra, koszulkę z napisem "I ♥ sleep", bluzę, biżuterię, płytę Coldplay i naszyjnik z koniczynką od Horana.
     Pewnie zastanawiacie się, jak owy misiek wyglądał? Otóż był brązowy. Miał dredy i chustkę jak Jack Sparrow. Ubrany był w czarną szatę, niczym Severus Snape, a przy boku wisiał mu miecz, co było charakterystyczne dla Aragorna. Dodam, że pluszak miał zarost. Wszyscy, którzy go widzieli, nie mogli wyjść z podziwu, że Tomlinson podołał zadaniu. Tak minęły im święta. : ) 


_________________________________________________________________________________

Fenomenalne to może nie jest, ale mnie się podoba. Kolejny rozdział głównej opowieści w przygotowaniu. :>

wtorek, 11 grudnia 2012

Kevin zostanie ojcem!

     Są takie chwile, kiedy wydaje nam się, że robimy dobrze, ale jest wręcz na odwrót. 
Charlie właśnie tak myślała, kiedy po raz kolejny nie chciała, by Nathan i Siva interweniowali w sprawie Maxa. Nie lubiła być w centrum uwagi, poza tym oczywistą rzeczą było to, że jeśli to wycieknie na zewnątrz, fanki staną po stronie George'a. Dziewczyna chciała uniknąć niepotrzebnego zamieszania, i nieprzyjemności. 
- Posłuchajcie, bardzo lubię z wami pracować, a kiedy to, co robi Max wyjdzie na jaw, będę zmuszona odejść - tłumaczyła, na co obaj niechętnie potakiwali. 
     Musieli przyznać jej rację. Ludzie z wytwórni na pewno chcieliby jak najszybciej zatuszować skandal, najlepiej pewnie zapłaciliby Charlie za milczenie. A jaki by to miało wtedy sens? Żaden. Max pozostałby bezkarny, a Watson tylko straciłaby pracę, i automatycznie oni kontakt z nią. 
     Żaden z nich nie mógł jednak znieść myśli, że ich przyjaciel postępuje w taki sposób. Nigdy przecież się tak nie zachowywał. Wszystkim znane były jego wybryki z prostytutkami, czy zwykłymi dziewczynami, które miał na jedną noc, ale nigdy to nie było coś tak poważnego. A co najgorsze, Nathan naprawdę zaczął się obawiać o czerwonowłosą. W myśl swoich obaw postanowił zadziałać. Wiedział, że Charlie prawdopodobnie znienawidzi go za to do końca życia, ale nie to było w tym momencie ważne. 

     Następnego dnia Sykes siedział w kawiarni "Lost highway" wraz z kolegą z branży, Ollym Mursem. 
- Dobierał się do niej, i ona nie chce nic z tym zrobić? - pytał po raz kolejny Olly, wytrzeszczając z niedowierzaniem oczy.
To, co przed chwilą usłyszał od Nathana, wydawało się być snem.
- Tak, powiedziała, że za bardzo lubi tą pracę, by ją stracić - potwierdził Nathan, kiwając wolno głową. 
     Już wczoraj, kiedy Oliver został poinformowany, że ma pilny telefon z Brukseli, przeczuwał jakieś kłopoty. Jego przeczucia potwierdziły się, kiedy Nathan poprosił go, by przyjechał jak najszybciej się da. 
- Przecież to jest chore. Gdzie jest dawna Charlie? Ta, która od razu skopałaby go po klejnotach i z wrzaskiem pobiegła na najbliższy komisariat? Trzeba ją jak najszybciej od tego uwolnić. A może zrobić to tylko jedna osoba.
- Niall.
Olly pokiwał głową. Po chwili jednak zaczął zastanawiać się nad czymś innym.
- Dlaczego zadzwoniłeś do mnie? Przecież z twoich słów wynika, że również darzysz ją sympatią, i raczej nie chcesz, by odchodziła. Więc powtarzam: dlaczego?
Sykes przez chwilę wpatrywał się w swoje splecione dłonie.
- Bo nie chcę, aby w końcu coś jej się stało. Za bardzo mi na niej zależy - powiedział w końcu, spoglądając wprost w oczy siedzącego naprzeciwko mężczyzny.
W tym momencie stali się sobie bliscy.


Londyn, Anglia.


     Było ze mną coraz gorzej.
Przyznałem to, jednak bardzo niechętnie, bo to wiązało się z przyznaniem się do tęsknoty za Charlie. Nie widziałem jej już kupę czasu, mimo to moje myśli codziennie krążyły wokół jej osoby.
Znacie to uczucie, kiedy bardzo chcecie coś zrobić, ale jakaś wewnętrzna, zupełnie niezależna od was siła blokuje wszelką możliwość podjęcia działania? Ja właśnie tak się czułem. Moje serce pragnęło ujrzeć tę dziecinną twarzyczkę chociaż przez trzy sekundy, umysł natomiast kategorycznie odmawiał. Domagał się   nikotyny, i alkoholu. Miałem więc problem. DUŻY problem, z którym nie potrafiłem sobie poradzić, ale też nie chciałem pomocy. Taki paradoks. Jeden z wielu w życiu przeciętnego człowieka. Tak więc każdą wolną chwilę spędzałem w łóżku, na zastanawianiu się "co by było gdyby". Właśnie. Wyobrażałem sobie, jak godzę się z Charlie, a ona zostawia tych dupków, i jest tak, jak dawniej. Miałem też wizję, jak dziewczyna miesza mnie z błotem, i odchodzi, już na zawsze. A potem bierze ślub z Nathanem.
Napisz do niej.
Nie. Bądź cicho, serce. Ty nic nie rozumiesz.
Dokładnie, cicho bądź, głupie serce. Przysparzasz tylko kłopoty. On jej wcale nie potrzebuje, prawda, Niall?
Mózgu, ciebie także nie pytałem o zdanie.
Ona tęskni tak samo jak ty. 
Gdyby tęskniła, to by się odezwała.
Może po prostu boi się, że ją odrzucisz.
Och, daj spokój! Po co ci ona? Masz zespół, fanów, możesz mieć każdą dziewczynę, jakiej zapragniesz. Dlaczego akurat ta porąbana rudowłosa? 
Uśmiechnąłem się do siebie, przypominając sobie komiczne sceny z udziałem Charlie. 
Zastanów się, o co właściwie się pokłóciliście. 
No właśnie. To było podstawowe pytanie.
     Właściwie to nie do końca wiedziałem, o co poszło. Nasz spór wyniknął sam z siebie, bez konkretnej przyczyny. Widocznie każde z nas miało akurat gorszy dzień, i nie wyszło nam to na dobre. Nie bardzo jednak miałem pomysł, jak to naprawić. Ja, Niall Horan, idol wielu nastolatek, nie potrafiłem pogodzić się z ważną dla mnie osobą. Przez co? Jestem uparty, nieśmiały. Bezradność, nieumiejętność poradzenia sobie z własnymi słabościami - to byłem cały ja. Mimo iż bardzo chciałem, po prostu nie potrafiłem dokonać niektórych rzeczy. Nawet sobie nie wyobrażacie, jakie to jest okrutne. Męczarnia, z której nie potrafię się wydostać, doprowadziła mnie do stanu wycieńczenia zarówno psychicznego, jak i fizycznego. Ostatnio byłem u lekarza, i wiecie co mi powiedział? Że jeśli nie zacznę jeść, popadnę w anoreksję. Że jeśli nie ograniczę picia, moja wątroba ulegnie wyniszczeniu w niedługim czasie. Nie bardzo to jednak do mnie dociera. Nie potrafię patrzeć na siebie w lustrze. Wory pod oczami, blada cera, skóra zwisająca z kości policzkowych - istny obraz nędzy i rozpaczy. A co na to chłopaki? Wcześniej starali się mi pomagać, jednak po sposobie, w jaki ich traktowałem, wcale im się nie dziwię, że zaprzestali jakichkolwiek działań mających na celu pomoc mojej osobie. Sam bym na ich miejscu zwątpił. Czy podobała mi się ta zmiana? Nie. Tęskniłem za dawnym sobą. Sam jednak nie umiałem poradzić sobie z tym wszystkim, co mnie teraz spotykało. Fani zaczęli się ode mnie odwracać. Tęsknota za Charlie rosła. Lou, Liam, Zayn i Harry nie zwracali na mnie uwagi. Często nie mogłem brać udziału w próbach, bo z reguły skutecznie je uniemożliwiałem swoimi humorkami. Co będzie następne? Nie będę mógł występować? Wyrzucą mnie z zespołu? Chyba, że prędzej sam odejdę. To by mogło być rozwiązanie. 
Uciekanie od problemów nie jest rozwiązaniem.
A co mam niby zrobić? Stawić im czoła, i skazać siebie na pewną przegraną? 
Jeżeli odpowiednio podejdziesz do sprawy, i wszystko rozsądnie rozplanujesz, może akurat uda ci się odzyskać szacunek i powrócić do dawnej formy.
Bez niej to jest niemożliwe. 
A więc, napisz do niej..
Błędne koło zamyka się w tym miejscu. Wniosek był jeden: musiałem wreszcie wziąć się w garść. 


Belfast, Irlandia.


- Olly, to kolejny wywiad, który odwołujmy! Co ty wyprawiasz? Chcesz nas puścić z torbami, i stracić to, na co tak długo pracowałeś? - Sam Goldberg szybkim krokiem podążał za swoim podopiecznym.
Sam był niewysokim, tęgim mężczyzną w średnim wieku. Był obecnym menadżerem Mursa.
- Nie, wiesz, że nie. Jednak moja kuzynka teraz mnie potrzebuje, a ja rodziny w potrzebie nie zostawiam - odrzekł mu Oliver, popychając kolejne drzwi.
Znajdowali się w wytwórni. Olly chciał dostać się do swojego samochodu, by móc z hotelu spokojnie zatelefonować do Lou, i powiedzieć mu, jak sprawy z Charlie się mają.
- Tak, rozumiem, rodzina najważniejsza, ale Rany Boskie, Oliver! To wywiad dla Ellen DeGeneres!
- Przełóż go po prostu, skoro jest taki ważny - chłopak wzruszył tylko ramionami, i wsiadł do swojego vauxhall'a.
     Korki opóźniły jego jazdę aż o 20 minut. Przez całą drogę myślał nad tym, jak te wszystkie wiadomości przekazać Tomlinsonowi tak, by uwierzył. On sam po swojej reakcji zastanawiał się, czy jest to w ogóle możliwe. Musiał jednak spróbować. Sam sobie przecież nie da rady.
W pokoju pierwszą czynnością, jaką wykonał, było wybranie numery Brytyjczyka, i oczekiwanie na połączenie. Oliver nie wiedział, gdzie jest teraz 1D i czy będą w stanie zgrać się z miejscem pobytu Charlie. 
- Louis? Cześć. Słuchaj, spotkałem się wczoraj z Nathanem. Jak to z jakim? ach, u was jest noc, wybacz, ale to nie może czekać. Nie zgadniesz, czego się dowiedziałem..


Gdzieś w Rosji.


- Jak to? Co ty w ogóle opowiadasz? Wiesz, czuję się tak, jakby to właśnie u ciebie był środek nocy, i jakby właśnie przyśnił ci się jakiś koszmar - powiedział rozbudzony Lou.
Chłopak usiadł na łóżku, przeczesując potargane włosy, i co chwila przecierając oczy.
- Dobrze, dobrze, wierzę ci. Nawet gdyby to nie była prawda, trzeba to sprawdzić. Jeśli on ją tylko tknie, wolę nie myśleć, co Horan z nim zrobi.. A więc: jaki mamy plan?
- Musicie ściągnąć Nialla jak najszybciej się da do Bostonu. Nathan mówił, że ich pobyt potrwa tam tylko jeden dzień, ale obiecał, że będzie robił wszystko byle tylko go przedłużyć. 
- Okej, a więc z samego rana alarmuję wszystkich, że musimy lecieć do Bostonu.
- Tak, dokładnie. Ja będę tam na was czekał. 
- Olly, ostatnio coś za dużo występów odwołujesz, z tego co słyszałem. Co na to twój menadżer?
Murs zaśmiał się po drugiej stronie słuchawki.
- Czekam na was jutro w Bostonie. 
Louis rozłączył się, wpatrując się w swoją kołdrę.
- Jakim cudem ja mam ich ściągnąć na drugą półkulę ziemską..

     Rankiem Louis był pierwszy na nogach. Biegał po wszystkich pokojach, i budził każdego z osobna.
- Wstawajcie, musimy jak najszybciej lecieć do Bostonu! - wrzeszczał na cały hotel.
Harry, który wychylił głowę zza drzwi swojej sypialni, patrzył na przyjaciela z niedowierzaniem.
- Do Bostonu? Po co?
- Kevin będzie ojcem! - palnął Lou, patrząc na loczka dramatycznym wzrokiem.
- Przecież Kevin to plastikowy gołąb - stwierdził Zayn.
Wszyscy zdążyli zgromadzić się w pokoju wspólnym, łącznie z zaspanym Horanem.
- Słuchajcie, mam prawdziwego gołębia, Kevina. Kupiłem go ostatnio u takiego miłego starszego pana, i powiedziałem mu, żeby się nim zajmował, a ja będę go odwiedzał. I on właśnie do mnie zadzwonił, że Kevin będzie ojcem!
W pokoju zapanowała cisza.
- Ty coś kręcisz - Malik spojrzał na Louis'a, mrużąc podejrzliwie oczy.
Lou dalej brnął w swoje kłamstwo. Musiał ich przekonać.
- Nie chciałem wam o tym mówić, bo uznalibyście to za dziecinne. Ale teraz Kevin mnie potrzebuje, i ja do niego lecę. A wy, jeśli naprawdę mnie lubicie, polecicie ze mną.
Tomlinson spoglądał w oczy każdego z przyjaciół, a jego wzrok najdłużej zatrzymał się na Horanie. To na nim najbardziej mu zależało.
- Okej, skoro tak bardzo chcesz.. - powiedział wreszcie Liam, podnosząc ręce w geście kapitulacji.
- Tak! Oll... to znaczy, ekhem: Kevinie, przybywam! - krzyknął dwudziestolatek, i zniknął za drzwiami swojej sypialni.
     40 minut później byli już w drodze do Bostonu, gdzie czekała na nich niespodzianka, o której wiedział tylko Louis. Był bardzo ciekaw, co ich czeka na miejscu.


Boston, USA.


- Nie pozostało nam nic innego, jak tylko czekać.
- Tylko ani słowa Charlie, rozumiesz? Inaczej nic się nie uda. Kiedy tylko zjawi się Olly wraz z Niallem, musimy sprawić, by Max był z Charlie.
     Takim sposobem Siva Kaneswaran i Nathan Sykes naradzali się co do planu zmuszenia panny Watson do wyjazdu. Nie byli z siebie zadowoleni, że tak spiskują przeciwko niej, ale było to jedyne wyjście z zaistniałej sytuacji, która mogła w końcu wyrwać się spod kontroli.
     Cała akcja rozpoczęła się wraz z telefonem od Tomlinsona, który poinformował ich, że są już w Bostonie, i zmierzają do hotelu.
     Nathan i Siva odczekali jeszcze mniej więcej pół godziny, bo tyle czasu zajmowało dojechanie z lotniska do miejsca ich pobytu, i każdy zajął się swoim zadaniem. Irlandczyk udał się do pokoju Maxa, gdzie ten wraz z Jayem i Tomem grał na konsoli.
- Hej, łysy, mógłbyś mi w czymś pomóc? - spytał, spoglądając na niego.
- Odwal się, łysa to jest twoja pała, nie mów tak do mnie. Co ci potrzeba?
- Charlie gdzieś się zgubiła, mógłbyś jej poszukać? Potrzebuję jej pomocy.
Max rzucił okiem w stronę Sivy, lecz po chwili posłusznie podniósł się z łóżka.
- Okej, pomogę ci. Na pewno kręci się gdzieś w hotelu.

     Tymczasem Nathan krążył po piętrze, szukając Charlie, która jak na złość gdzieś zniknęła. Znalazł ją na tarasie wychodzącym na zachód.
- Charlie, mógłbym mieć do ciebie prośbę? - w tym momencie Sykes otrzymał sms'a z wiadomością, że zespół jest już pod hotelem. Musiał się sprężać - ostatnio widziałem, że masz najnowszy tom powieści Kinga, mogłabyś mi go pożyczyć?
- Ale teraz?
- Jakbyś mogła.
Charlie wstała wiec, i skierowała się do swojego pokoju. Nathan patrzył w ślad za nią.


W drodze do hotelu.


- Louis, naprawdę uważam, że przesadzasz. Ty masz dwadzieścia lat. Ja rozumiem - ciągnął swój wywód rozpoczęty już na lotnisku Horan - na filmikach dla fanów to jest śmieszne, ale teraz, na chwilę obecną musimy być w całkiem innym miejscu, tymczasem latamy po Bostonie poszukując jakiegoś tam gołębia..
- To nie jakiś tam gołąb, tylko Kevin! - obruszył się Tommo. Powoli udawanie lekko szalonego zaczynało go męczyć. Na dłuższą metę to do niego nie pasowało.
- Więc mówisz, że ten koleś mieszka gdzie? - Zayn ciągle wpatrywał się w świat przesuwający się za szybą ich samochodu.
- Już niedaleko. To jest zaraz obok hotelu Boston Harbor - powiedział dwudziestolatek, coraz bardziej się gorączkując.
Gdy wreszcie dostrzegł w oddali budynek, do którego zmierzali, odetchnął z ulgą, i wyjął telefon.
"Jesteśmy pod hotelem. Zaczynajcie."



     Dlaczego akurat teraz zachciało mu się tego Kinga, jak ja nie mam zielonego pojęcia, gdzie go wcisnęłam?

     Przekopywałam wszystkie szafki, i nierozpakowane walizki, ale nigdzie nie mogłam znaleźć owej książki. Przystanęłam więc na środku pokoju, i zaczęłam się zastanawiać, gdzie ją ostatnio położyłam.
- Czytałam ją na dole, później była w torebce. Wieczorem doczytałam kilka stron w łóżku, i przełożyłam ją na etażerkę. Hmmm... mam! - krzyknęłam z tryumfem, i wbiegłam do łazienki.
Dzisiaj rano brałam długą kąpiel, podczas której czytałam ten horror. Z uśmiechem na twarzy miałam zamiar zanieść go Nathanowi. Wyjście zagrodził mi jednak Max.
- Siva cię szuka - powiedział, i już miał wyjść, ale po chwili jakby sobie coś przypomniał, i zawrócił, zamykając za sobą drzwi.
- Ostrzegam, dzisiaj kopnę mocniej - warknęłam, przypominając mu sytuację w toalecie w Brukseli.
- Cóż, nie wątpię. Przedtem jednak chciałbym ci się za tamto odwdzięczyć - powiedział, i nim się zorientowałam, poczułam na policzku twardą dłoń chłopaka. Momentalnie pod wpływem szoku upadłam na ziemię, a książka poleciała gdzieś pod szafę.
Cholera, pomyślałam. No to teraz mam trochę większe kłopoty niż ostatnio.
     I w tej właśnie chwili do pokoju wbiegł Niall.


     Gdy Louis poprowadził ich do środka hotelu, każdy z osobna zastanawiał się, po co tak naprawdę tu przyjechali. Bo w historię o gołębiu już dawno przestali wierzyć.
     Tomlinson wyraźnie kogoś wyczekiwał. Kiedy na schodach pojawił się Nathan, wszystko zaczęło się wyjaśniać.
- Pokój 84, szybko - powiedział tylko, po czym przeniósł wzrok na Nialla.


     W tamtym momencie, kiedy zobaczyłem go na schodach, poczułem ogromną ochotę, by jak najprędzej wyjść z hotelu, wsiąść do taksówki i polecieć do Irlandii, do domu. W jego wzroku wyczytałem jednak, że dzieje się coś niedobrego. Coś niedobrego z Charlie. Bez słowa podążyłem na piętro, przeskakując susami po trzy stopnie, gorączkowo poszukując drzwi z numerem 84. Okazało się, że znajdują się one piętro wyżej. Modliłem się tylko, żeby nie było za późno, niezależnie o co chodzi.
     79, 80, 81, 82, 83... jest! Mocno pchnąłem drzwi ze złotym numerem 84, i wszedłem do pomieszczenia. Znalazłem się tam akurat w chwili, gdy Max podnosił rękę, by uderzyć siedzącą na podłodze, przerażoną Charlie.
     Zapałałem wtedy takim gniewem, że gdyby w porę nie zjawili się Zayn wraz z Liamem, zrobiłbym z typa miazgę. W tamtej chwili zapomniałem o całej kłótni, o wszystkim, co poróżniło mnie i tą bezbronną osóbkę, która siedziała i patrzyła na mnie z niedowierzaniem, podczas gdy ja próbowałem wyrwać się z silnego uścisku przyjaciół. W końcu jednak zapomniałem o Maxie, i uspokoiłem się.
- Puśćcie mnie - szepnąłem tylko, ciągle wpatrując się w dziewczynę.
Musiałem z nią porozmawiać. To mogła być jedyna do tego okazja.


     Widok Nialla Horana, w moim pokoju w hotelu Boston Harbor był co najmniej niespodziewany, a już na pewno nieoczekiwany. Pozbierałam się z podłogi z jego pomocą, i usiadłam na łóżku.
- Nic ci nie jest? Zrobił ci krzywdę? - spytał Irlandczyk swoim ciepłym, troskliwym głosem, za którym tak bardzo tęskniłam.
Wszyscy pozostali zdążyli się już ulotnić z pokoju.
- Nic mi nie jest, poza tym, że będę musiała odejść z pracy.. - mruknęłam, po czym spojrzałam w błękitne tęczówki znajdujące się kilka centymetrów od mojej twarzy - co ty tu robisz?
- Wiesz, właściwie to zawiła historia... Lou powiedział, że Kevin zostanie ojce, kazał nam tu przylecieć aż z Rosji, no a potem zobaczyłem Nathana, i pobiegłem tutaj.
Nic z tego nie rozumiałam, jednak to było akurat mało ważne w tym momencie.
     Widać było, że on, podobnie jak i ja, bardzo chce coś powiedzieć. Osobiście nie bardzo wiedziałam, jak to wszystko ubrać w słowa, tak więc po prostu postanowiłam się do niego przytulić. Objął mnie, a ja poczułam się tak, jak jeszcze czułam się całkiem niedawno. Nasza kłótnia wydała mi się teraz czymś nierzeczywistym, wręcz snem, z którego się właśnie wybudziłam. Bo Niall był tuż obok, i czułam się przy nim tak dobrze, jak jeszcze nigdy.
     Sama nie wiem, jak doszło do tego, że się pocałowaliśmy. Po prostu chyba oboje tego potrzebowaliśmy. Nim się zorientowałam, Niall czule muskał moje usta swoimi, pogłębiając pocałunki. Definitywnie stwierdzam, że była to najlepsza chwila mojego życia. Którą przerwała Cat. Którą za to osobiście uduszę.
     Kiedy przyjaciółka weszła do pokoju wraz z Ollym, odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Na moje policzki natychmiast wypłynął rumieniec, który zawsze zdradzał mnie w sytuacjach kłopotliwych, co było mi wybitnie nie na rękę.
- Boże, Charlie, jak ja mogłam cię tu puścić! Samą! - jęczała blondynka, porywając mnie w objęcia.
O dziwo, mój kochany kuzyn nic się nie odzywał. Czułam, że macał w tym spisku palce.
- Już jest okej, daj spokój. Tylko pytanie: co teraz?
- Na policję do podać, o molestowanie, a co! To jest mobbing! - wrzeszczała Cat, chodząc w kółko po pokoju.
- Zwariowałaś? Chcesz, żeby jakieś fanki podrzuciły mi kiedyś do domu mały, tykający prezencik? Niee, dzięki. Mam plany na przyszłość, chciałabym na emeryturze hodować strusie.
- Posłuchaj, po prostu odejdziesz, cała sprawa ucichnie, i będzie okej. Tak, jak ostatnio mówiliśmy - powiedział ni stąd ni zowąd Nathan.
Wstałam, i wolnym krokiem podeszłam do niego, wpatrując się w jego twarz ze smutkiem.
- Ty to wszystko zaplanowałeś, prawda? Dla mnie?
Dziewiętnastolatek westchnął, i objął mnie delikatnie, przyciągając do siebie.
- Z nim będziesz bezpieczniejsza - powiedział, i wskazał ruchem głowy na Niallera.
- Ale... będziemy w kontakcie, tak?
- Jasne, mała.
     W tym miejscu zakończyła się moja przygoda z pracą dla zespołu The Wanted. Nie wniosłam oskarżenia, a sprawa ucichła.


Kilka dni później.


     Znów byłam w Irlandii, i ponownie chodziłam do szkoły wraz z Cat. Musiałam teraz jak najczęściej być przy niej, bo właśnie zostawił ją chłopak. Od samego początku mówiłam jej, że ten typ jest mocno podejrzany.
- Przypominam ci, że ja ostrzegałam ciebie przed The Wanted - mruknęła cicho w odpowiedzi, na co już nie znalazłam riposty. To zdanie skutecznie potrafiło zamknąć moją buzię na kłódkę.
     W klasie okazało się, że dołączył do nas nowy uczeń, który przyjechał ze Szkocji. Nazywał się Brian Connery, i od razu cały żeński skład naszej klasy rzucił się, by tylko usiąść z nim w ławce. Obie z Caitlin patrzyłyśmy na to wszystko z politowaniem.
- I czym one się niby tak zachwycają? Przecież nie jest aż taki fenomenalny.. - powiedziałam, przypatrując się chłopakowi.
- Patrz, patrz na Perrie... TEJ, EDWARDS, BO ZARAZ NAS WSZYSTKICH POTOPISZ W TEJ SWOJEJ ŚLINIE! - krzyknęła do niej blondynka, na co szturchnęłam ją w bok.
Mimo wszystko humor się jej trzymał. Czyli nie było aż tak źle.
- Już nawet taki Siva jest lepszy.. - mówiłam dalej, notując wszystko to, co nauczycielka dyktowała.
Caitlin tymczasem zajęta była kompromitowaniem wszystkich dziewczyn na oczach Briana.
- Sammy, kochaniutka, nie wytrzeszczaj tak tych gałów na naszego nowego chłopaczka, bo mu coś jeszcze wyskoczy dzięki tobie na twarzy. A ty co się śmiejesz, Missy? Nie myśl, że nie widzę, jak ci co chwila westchnienie się wyrywa.
Brian tylko śmiał się, przeczesując swoje jasne włosy. Na chwilę nasz wzrok się spotkał, a ja tylko spojrzałam wymownie w stronę Cat, i uśmiechnęłam się do niego. Odpowiedział tym samym.
     Po lekcji od razu zauważyłam, że Brian ma chyba zamiar się z nami zapoznać. Jak zwykle inicjatywę przejęła Caitlin, całkowicie zapominając o swoim byłym.
- Cześć, jestem Cat a to jest Charlie, miło nam cię poznać - powiedziała, szczerząc się do niego - jak widzisz, adoratorek ci tu nie zabraknie. Jednak uważaj, bo one są ciemne jak dwunasta w nocy, nie chwaląc się jesteśmy tutaj najnormalniejsze.
Brian zerknął wymownie na mój kolor włosów.
- Ach, to przez miłość do koloru czerwonego. Z nią jest naprawdę wszystko okej.
- Miło mi was poznać. Jestem Brian, ale to już chyba wiecie - przedstawił się zielonooki, odrzucając w tył opadającą grzywkę. - Przejdziecie się może ze mną na lunch po lekcjach?
Caitlin skrzywiła się lekko.
- Nie mogę, mam korki z angielskiego. Ale Charlie na pewno z chęcią dotrzyma ci towarzystwa, prawda skarbie?
Jak ja uwielbiałam, jak ona wypowiadała się za mnie. Kochałam to. Jeżeli nie wyczuliście sarkazmu, TO ON TU BYŁ.
- Czemu nie. Mam trochę wolnego czasu - powiedziałam, i wzruszyłam ramionami.
- To świetnie. Widzimy się po lekcjach.
Stałyśmy na dziedzińcu, i patrzyłyśmy, jak Brian wchodzi do budynku, a tuż za nim podążał wianuszek szkolnych gwiazd.
- Współczuję chłopakowi - powiedziała Cat, kręcąc głową, i zakładając na ramię swoją torbę.
     Ja w ciszy obserwowałam jego postać, dopóki nie zniknął za szafkami szkolnymi. Nie do końca rozumiałam, co w nim takiego było, że każda dziewczyna natychmiast pragnęła z nim rozmawiać, ale ja czułam dokładnie to samo. Coś w jego spojrzeniu nie dawało mi spokoju. Skądś to spojrzenie znałam. I chciałam się dowiedzieć, skąd. I to jak najprędzej.


_________________________________________________________________________________

Słuchajcie, rozdział według mojej własnej oceny wyszedł w porządku. Mimo to zastanawiam się, czy nie zawiesić działalności. I uprzedzając komentarze niektórych niemile widzianych osób - nie chodzi mi o to, aby każdy tu pisał jaka to ja nie jestem cudowna, że co ja robię. Nie. Chodzi mi po prostu o to, że jakoś dziwnie od dłuższego czasu coraz częściej zaczynam wierzyć w to, że pisanie jednak nie jest dla mnie. Czas pokaże. Póki co - czekam na wasze szczere opinie. :)

wtorek, 4 grudnia 2012

My heart skips a beat.

          Miałam żałować. I to głęboko.
Gdy Nathan odpowiedział na moją wiadomość, uśmiech po raz kolejny wpełzł na moją twarz. Właśnie dogadywałam się z nim co do miejsca spotkania, na którym mieliśmy ustalić konkretne szczegóły co do mojej roboty.
- Nie wierzę, że to robisz - powtórzyła po raz kolejny Cat, spoglądając na mnie krytycznym wzrokiem sponad porannej gazety, którą jak co dzień przeglądała w poszukiwaniu ciekawych informacji o nowych sklepach, po których mogłaby buszować.
Odłożyłam na blat swój telefon i powróciłam do robienia śniadania.
- Cóż, to może być moja szansa. A jeżeli ty nie chcesz skorzystać, ja bardzo chętnie - odparłam.
- Wiesz, co by na to powiedział Olly? - spytała blondynka, krzyżując ramiona na klatce piersiowej, i uważnie przyglądając się mojej osobie.
          Olly Murs. Mój daleki kuzyn, ze strony matki. Mimo odległego pokrewieństwa, kochaliśmy się jak rodzeństwo. Niestety - Olly także był sławny, dlatego też od X-Factora nie widziałam go na oczy. Tęskniłam, ale starałam się o tym nie myśleć.
- Jego tu nie ma. Poza tym na pewno poparłby moją decyzję.
- Taa, zwłaszcza, że tak samo jak i chłopcy uwielbia ten pseudo-boysband - prychnęła Cat, i postanowiła zająć się oglądaniem porannych wiadomości, byle tylko nie doszło do kolejnej kłótni między nami. Dopiero przecież rozpoczął się weekend.
          W telewizji jak zwykle nawijali coś o wojnie w Iraku, dzieci w Afryce nadal głodują, a sławni One Direction wylądowali właśnie w Niemczech. Zbliżenie na roześmianą twarz Harolda machającego do fanów, następnie zamyślony Nialler. Nóż zamarł w mojej dłoni, kiedy tak patrzyłam na ekran, na którym blondyn właśnie szedł z zamyśloną miną do auta podstawionego specjalnie dla nich. W tym miejscu Caitlin ponownie na mnie spojrzała, a ja tylko zacisnęłam wargi.
- Okej, ja nic już nie mówię - powiedziała, podnosząc ręce w geście obronnym, i przewracając oczami, jak to miała w zwyczaju.
Czułam jednak, że do powiedzenia ma wiele. Bardzo wiele.


Sztokholm, Szwecja.


- Dzięki, kochani, byliście wspaniali. Uwielbiam was, do zobaczenia wkrótce!
Tymi słowami Olly Murs zakończył swój koncert dla szwedzkiej publiczności. Kilka chwil później był już w drodze do hotelu, gdzie zamierzał spędzić resztę wieczoru. Chciał odpocząć.
          Szerokim uśmiechem powitał recepcjonistkę, pomachał do fanów skandujących jego imię, i ruszył na swoje piętro. Przekroczył próg mieszkania, a jego telefon obwieścił mu, że otrzymał nową wiadomość.
Postanowił jednak poczekać z jej odczytaniem, dopóki nie zamówi sobie czegoś do jedzenia i nie odświeży się. Podczas gdy brał prysznic, obsługa dostarczyła do jego pokoju pachnącą kolację.
- Już, nie burcz tak, zaraz cię nakarmię - powiedział Olly i poklepał się po brzuchu.
Zasiadł do stołu, i wtedy też odczytał wiadomość, która była od jego przyjaciela, Louis'a.
"Heyy, what's up? Jak tam Szwecja? Widziałem twój koncert w TV. Byłeś świetny, jak zawsze. Piszę, bo mam problem. Otóż wiesz, jak bardzo Niall lubi Charlie, i na odwrót. Niestety, pokłócili się, i my nie mamy pojęcia, jak ich pogodzić. Sprawa jest poważna. Gdybyś mógł spróbować pomóc, byłbym wdzięczny. x"
          Chłopak przeczytał tę wiadomość dokładnie, kilka razy. Wiedział, że jego kuzynka bardzo lubi Nialla Horana, dlatego też zorganizował kiedyś kilka ich spotkań. Wszyscy widzieli, że coś więcej jest na rzeczy. Wspólne zainteresowania, miłość do muzyki. Natychmiast znaleźli wspólny język. Nie bardzo chciało mu się wierzyć, że coś mogło ich poróżnić.
" Nie ma sprawy, masz to jak w banku. Jutro lecę do panny Watson. Jak tylko coś wskóram, dam wam znać."
Czyli nici z odpoczynku. Z drugiej strony cieszył się, że wreszcie zobaczy tą małą, ognistowłosą, pocieszną osóbkę, której najwidoczniej klepki się odkleiły, bądź też brała od nie tego dilera co trzeba. Zaśmiał się, dogłębniej analizując swoje przemyślenia, i nie czekając dłużej, chwycił za swoje walizki, w międzyczasie dzwoniąc do menadżera.


Monachium, Niemcy.


- Długo jeszcze będziesz taki opryskliwy? Mam powoli tego dość - powiedział lekko poirytowany Zayn.
Siedzieli właśnie w swoim pokoju hotelowym, i starali się znaleźć jakiś neutralny temat do rozmowy. Jednak Horan skutecznie to uniemożliwiał.
- Skoro masz dość, to wyjdź, nikt cię tu nie trzyma - odparł Niall, mierząc wzrokiem Mulata.
Tamten tylko pokręcił głową, i z trzaskiem zamknął za sobą drzwi prowadzące do hallu.
- Hej, słuchaj. Może zamiast wyżywać się na nas wszystkich, po prostu zadzwonisz do Charlie, i ...
- I co? Powiem jej, jaką jest głupią i naiwną osobą? Że nie powinna zachowywać się tak, jak się zachowuje, bo mnie się to nie podoba?
Harry już miał coś powiedzieć, jednak w ostatniej chwili zrezygnował.
          Od samego przyjazdu do Niemiec Niall albo się nie odzywał, a jeżeli już, to zazwyczaj jego wypowiedzi miały na celu zdenerwowanie odbiorcy. Wszyscy powoli zaczynali mieć tego dosyć. Ciągle zastanawiali się, gdzie się podział ich dawny, pocieszny Irlandczyk, który ciągle coś przeżuwał. Bo od wczoraj nic nie jadł. Lou nawet obawiał się najgorszego.
          Otóż od samego początku Niall nie wierzył w siebie. Ciągle trzeba było go zapewniać, że jest świetny, że nadaje się do zespołu. Potem pojawił się fanki, które na przekór wszystkiemu twierdziły, że 1D bez Horana byłoby lepsze, że chłopak nie umie śpiewać. Nie dało się tego porównać do żadnego hejtu, jaki otrzymywał każdy z nich. Nialler potrafił płakać tylko dlatego, że ktoś przerobił jego zdjęcie tak, by było na nim widać, jak pali papierosy. Bardzo uczuciowy chłopak, który z każdym dniem zamiast nabierać wiary w siebie, powoli ją tracił. Przyjaciele bali się, że w końcu wygaśnie ona w ogóle, i że Leprechaun będzie chciał odejść z zespołu. A teraz w dodatku doszła jeszcze sprawa z Charlie, która dobiła go jeszcze bardziej.
          Gdy tylko Niall postanowił wyjść na miasto, Liam, Lou, Zayn i Harry usiedli wspólnie wokół stołu, i przez chwilę nic nie mówili.
- Basically .. - zaczął Harry, ale nie potrafił się skupić ze względu na chichot Tomlinsona siedzącego obok.
- Przepraszam, po prostu poczułem się jak rycerz okrągłego stołu.. - wytłumaczył, wzruszając przepraszająco ramionami.
- Skupmy się. Tak być dalej nie może. Trzeba coś zrobić, dla świętego spokoju, w imię przyjaźni z Niallerem i dla Charlie. Z tego co słyszałem, Caitlin też żywo jest zainteresowana wymyśleniem planu, w którym głównym celem będzie pogodzenie tej dwójki.
- ... i sprawienie, że będą razem po wsze czasy, z furą dzieciaków, których pierwszym słowem będzie: "FOOD!" - wrzasnął Harry, odrzucając na bok swoje loki.
- Okej, wiesz co? Z takimi płucami mógłbyś spokojnie zająć się nurkowaniem..- skwitował Zayn, patrząc na bruneta.
Kilkadziesiąt minut później już wiedzieli, co zrobić.


Następnego dnia. Belfast.


          Obudziło mnie natarczywe pukanie do drzwi. Pomyślałam, że jeśli będę udawać, że mnie nie ma, ten ktoś odpuści, jednak nie. Rozzłoszczona i półprzytomna ruszyłam do drzwi.
- Kto do... - zaczęłam, ale kiedy ujrzałam w drzwiach mojego ukochanego Olivera, aż pisnęłam z radości, po czym rzuciłam się na szyję kuzyna.- Co ty tu robisz?! Przecież jesteś w trasie! Jakim cudem?! - pytałam, nie bardzo chcąc wierzyć temu, co widzę.
- Cóż, stęskniłem się za moją przybraną siostrzyczką, i postanowiłem wpaść z wizytą - powiedział chłopak jak gdyby nigdy nic.
- I co? Puścili cię, tak o?
- Och, daj spokój. Jestem tu, to jest chyba najważniejsze?
          Kilka minut później siedzieliśmy razem w salonie, i rozmawialiśmy o tym, co wydarzyło się w ostatnim czasie. Dosyć długo się nie widzieliśmy, i było o czym rozmawiać. W pewnej chwili Olly zaczął jednak schodzić na niebezpieczne tematy.
- Słuchaj, a powiedz mi.. co tam u Niallera? - po zadaniu tego pytania czujność Mursa wzrosła. Wcześniej nie wydawał się być aż tak zaangażowany w konwersację, jak był w tym momencie.
Odetchnęłam głęboko, i przybrałam maskę obojętności.
- A nie wiem w sumie. W Niemczech siedzą teraz - odparłam, omijając temat kłótni.
Nie chciałam, by się dowiedział. Od razu zacząłby wypytywać, i martwić się. Taki już był Olliś.
- Bo wiesz, chodzą słuchy, że nie jest między wami okej.
Wiedziałam, że nie przyjechał tu bez powodu. Po prostu wiedziałam!
- Który do ciebie napisał? Lou, Harry? Słuchaj, jeżeli przyjechałeś tu w roli szpiega, czy w celu próby pogodzenia nas, to od razu mówię: daj spokój. Poza tym, musiałabym rzucić swoją nową pracę, by było to możliwe.
Olly uniósł brwi w geście zdziwienia.
- Pracy? - powtórzył niczym echo.
Kiwnęłam potakująco głową.
- Nathan Sykes - na dźwięk tego imienia zdziwienie chłopaka zwiększyło się - zaproponował mi pracę stylistki The Wanted. Wiesz, jeździłabym z nimi w trasy, praktycznie nic nie robiąc.
- I mam rozumieć, że się zgodziłaś?
- Jutro mam iść na rozmowę w celu ustalenia szczegółów.
Zapadła niezręczna cisza. Olly był bliską mi osobą, modliłam się więc, by nie powiedział, że robię błąd, że nie powinnam, że...
- Robisz błąd - usłyszałam po chwili - nie wiesz, jacy oni naprawdę są. Słyszałem wiele historii na ich temat, zwłaszcza na temat tego całego Maxa i Toma. Daj sobie spokój, jeżeli koniecznie potrzebujesz roboty, u mnie możesz ją dostać.
- I co? Będą gadać, że wkręciłeś mnie dlatego, że jestem rodziną, a że tak naprawdę nic nie umiem, i w ogóle. Znam takie sytuacje. Nie, dziękuję ci, ale poradzę sobie.
Oliverowi zabrakło słów, kręcił się niespokojnie na swoim miejscu.
- Ale może warto spróbować? Chcesz tracić taką przyjaźń przez jedną, głupią kłótnię? Na pewno możecie dojść do porozumienia.
- Nie wiem - odparłam po chwili, podciągając kolana pod brodę - nie wiem.


          Następnego dnia Charlie udała się na spotkanie z Nathanem, podczas którego miała się dowiedzieć o swoich zadaniach. Starała się utrzymywać swój dobry humor, żeby przypadkiem chłopcy nie zniechęcili się co do niej. Na umówione miejsce przybyła równo z piosenkarzami.
- Cześć, bardzo miło, że zdecydowałaś się na ponowne spotkanie. A gdzie twoja przyjaciółka? - zagadnął na samym początku Sykes, spoglądając na dziewczynę z uśmiechem.
Max usiadł między nimi, starając się zasłonić menu, by nie dostrzegli ich przypadkowi fani. I tak starali się wybrać najmniej popularną restaurację.
- Emm... ona jakby zwątpiła. Wydaje mi się, że jej chłopak znalazł dla niej coś lepszego - skłamałam gładko, i odłożyłam torebkę na krzesło obok.
Dziewiętnastolatek wyjął z teczki którą miał przy sobie plik papierów, podsuwając je Watson pod nos.
- Cóż, będziesz musiała to podpisać, wiesz, głupie formalności. Opowiem ci w skrócie, co będziesz robić. Otóż po pierwsze, pomożesz nam dobierać odpowiednie stroje. Z tego co zauważyliśmy, dobrze się na tym znasz. Będziesz także organizowała nam noclegi, a także rezerwowała bilety na następne loty. Póki co tyle, nasz menadżer nie chciał się zgodzić na więcej z racji tego, że cię nie zna. Szczerze powiedziawszy czuję w gościach, że twoje zdolności organizacyjne pozwolą ci daleko zajść.
Charlie uśmiechnęła się speszona, przysłaniając twarz opadającymi włosami. Po chwili wzięła długopis do ręki, i przeglądając z grubsza umowę, podpisała ją. Nie widziała w niej nic podejrzanego, no i sam Nathan wyglądał na całkiem miłego kolesia. Max siedział cicho.
- Okeeej. A więc, witamy w naszej rodzinie - powiedział brunet, i przybił z dziewczyną "piątkę".
- Więc, kiedy zaczynam?
- Jutro wylatujemy na pierwszy koncert, do Szwecji. Dam ci znać, o której masz być na lotnisku.
Takim oto sposobem Charlie Watson stała się członkiem TWFamily.


Niemcy.


          Telefon, który odebrał Zayn tuż po wywiadzie nie był zadowalający i ani trochę nie poprawiał obecnej sytuacji.
- Okej. No cóż, w takich okolicznościach faktycznie jest kiepsko. Nie pozostaje nam nic innego, jak czekać, aż sprawdzi się to, o czym mówisz - powiedział Pakistańczyk, i żegnając się z rozmówcą, wcisnął czerwoną słuchawkę.
Malik znajdował się właśnie w łazience, gdzie chciał odświeżyć się po występie. Pochylił się nad umywalką, i spojrzał w lustro.
- Jeżeli ten irytujący człowiek nie zmieni swojego postępowania w ciągu najbliższych 48 godzin, przysięgam, że go uduszę - mruknął do siebie, i wyszedł, kierując się na poszukiwanie zespołu.


Kilka dni później.


          One Direction przebywali się obecnie w Brazylii. Znajdowali się w hotelowej stołówce, i właśnie jedli śniadanie. Liam postanowił włączyć telewizor, by posłuchać wiadomości. Posłuchać - raczej je obejrzeć, bo przecież nikt z nich nie rozumiał portugalskiej paplaniny wydobywającej się z głośników.
- Ej, Daddy, spróbuj pomajstrować przy tym sprzęcie, może da się zmienić język - zasugerował Harry, mocując się z plastikowym opakowaniem płatków.
Payne posłusznie zaczął szukać ustawień językowych, i już po chwili usłyszeli dobrze im znaną angielszczyznę.
- A teraz muzyka - powiedziała prezenterka, i zmieniła kartki leżące przed nią - słynna brytyjska grupa The Wanted właśnie przyleciała do Belgii, w której zagrają koncert charytatywny. Jest tam nasz reporter, który relacjonuje na żywo przybycie chłopaków. Rodrigo, opowiedz nam, co tam się dzieje.
W tej chwili obraz pokazał lotnisko w Brukseli.
- Boże, jak ja uwielbiam te ich ryje.. - skwitował Zayn, krzywiąc się niemiłosiernie.
Reporter opowiadał o ich karierze, i co ma się dziś wydarzyć w Brukseli. Tuż za Rodrigo mignęła czerwona czupryna, żywo rozmawiająca z Nathanem. Lou, który miał właśnie porcję mleka z płatkami w buzi, wypluł je przed siebie, Harold zaprzestał siłowania się z folią, a Zayn i Liam popatrzyli na siebie znacząco. W następnej kolejności wzrok wszystkich powędrował ku blond czuprynie, która jeszcze sekundę temu pochłaniała swoje kanapki, a w tym momencie siedziała bez ruchu, tępo wpatrując się w kineskop.
Nagle telewizor był najmniej ważną rzeczą. Wszyscy oczekiwali na reakcję przyjaciela, którego oczy nagle stały się puste, twarz straciła resztki kolorów, jakie jeszcze na niej pozostały, a postawa jakby się przygarbiła.
- Niall, wszystko w porządku? - spytał prawie szeptem Liam.
Sam doskonale pamiętał, jaki przeżywał koszmar za każdym razem, kiedy tylko widział Danielle w telewizji, czy na ulicy. Kiedy nie był przy niej, miał ochotę zamknąć się w pokoju i już nigdy z niego nie wyjść, wyjąc z żalu dzień i noc. Dlatego też tak bardzo martwił się o Nialla, który przecież wbrew pozorom był jeszcze bardziej uczuciowym człowiekiem od niego samego.
          Niall nie odezwał się jednak. Tuż po zakończeniu wiadomości odłożył swoją niedojedzoną kanapkę, i powiedział, że idzie się jeszcze trochę przespać. Kiedy wyszedł, Louis z westchnieniem przeczesał swoje włosy. Chciał coś powiedzieć, ale właśnie zadzwonił jego telefon. To była El, która również widziała Charlie w telewizji, i chciała wiedzieć, co jest grane.
Liam usiadł zrezygnowany. Tak dalej być nie mogło. Cała ta sytuacja była chora. Wszyscy chcieli, aby to się już skończyło, a Niall chyba najbardziej. Watson na pewno tęskniła równie mocno, jak i Irlandczyk. Ale problem był jeden: oboje byli tak uparci, że żadne z nich nie chciało zrobić tego pierwszego kroku. Trzeba było to zmienić.


Bruksela, Belgia.


- Cat? Heej, co u ciebie, skarbie? Właśnie przybyliśmy do hotelu, słuchaj, tu jest cudownie, Fani są naprawdę mili, gdybyś widziała, jakie niektórzy mają pomysły.. - położyłam się na łóżko z telefonem przy uchu, by móc trochę dłużej pogadać z przyjaciółką.
- Wiesz, nie wątpię. Widziałam, jak prawie pożerałaś wzrokiem Sykesa. 
- Wiesz co? Ty naprawdę powinnaś robić w kabarecie - odparłam, krzywiąc się do sufitu, w który się wpatrywałam.
- Kiedy w ogóle masz zamiar wrócić? 
- Dopiero wyjechałam. Nie wiem, kiedy wracamy, ale podejrzewam, że nie prędko. Mam taką nadzieję.
- A co ze szkołą? 
- Och, a ty ciągle o jednym. Jakoś sobie poradzę, serio. Wrócę, to kontynuuję naukę, proste? Dobra, muszę kończyć. Lecimy właśnie na miasto, coś zjeść. Trzymaj się, papa, buziaki.
Przez dobrą chwilę wpatrywałam się w telefon trzymany w dłoni. Co ją napadło? Nigdy nie była aż taka dociekliwa. A może mi się tylko wydaje.. ?
          Wzruszyłam ramionami, zmieniłam strój, i postanowiłam wyjść i poszukać chłopaków. Zapukałam do pierwszego pokoju obok, bo wiedziałam, że The Wanted są na jednym piętrze wraz ze mną. Drzwi otworzył mi Max, stojący w samych spodniach. Chłopak opierał się nonszalancko o framugę.
- Cześć, jest tu ktoś więcej? - spytałam, uśmiechając się, jak zwykle, promiennie.
Nie wiedzieć czemu to właśnie za nim nie przepadałam najbardziej.
- Nie, ale niedługo mają wpaść. Wejdź - dodał, i wpuścił mnie do środka.
- Jesteśmy tu od 15 minut, a ty już zdążyłeś nabałaganić? - uniosłam w zdziwieniu brew ku górze, na co tamten zareagował śmiechem - chyba jesteś w tym rekordzistom.
- Cóż, lepiej czuję się w takim.. "artystycznym nieładzie" - powiedział, i usiadł obok mnie na kanapie. - I jak ci się tu podoba? Jak ci się podoba podróżowanie z nami?
- Powiem ci, że jest tutaj bardzo fajnie. Wasi fani zadbali o dobrą atmosferę. A co do podróży z wami, gdyby Siva jeszcze przy tym tańcu był przebrany za tancerkę hula, skończyłabym się ze śmiechu w tym samolocie - powiedziałam, a przed moimi oczyma natychmiast pojawił się obraz Kaneswarana wywijającego dzikie pląsy, na widok których niektóre stewardessy prawie opuściły trzymane na tacach napoje.
- Może spodobało by ci się bardziej, gdyby twój Niallerek tu był - zagadnął nagle ni stąd ni zowąd George.
Spojrzałam na niego zdziwionym, ale też lodowatym wzrokiem, natychmiast sztywniejąc.
- Skąd taki pomysł?
- Nie udawaj. Widziałem wasze zdjęcia. Nie pasował do ciebie  ty, taka ładna, urocza dziewczynka - mówiąc te słowa, zaczął gładzić mnie wierzchem dłoni po włosach - a on? Typowy, tleniony pedałek..
Krew się we mnie zagotowała na dźwięk tych słów. Odepchnęłam z furią jego dłoń, i gwałtownie wstałam.
- Jak śmiesz?! Nie masz prawa tak o nim mówić - syknęłam, patrząc na Maxa z wściekłością. 
Mężczyzna zaśmiał się tylko, po czym również wstał, zmierzając w moim kierunku. 
- Słuchaj, przy mnie by ci było całkiem dobrze. Niczego by ci nie brakowało, a już na pewno nie traktowałbym cię tak, jak ten pseudo-gwiazdor - powiedział Brytyjczyk, i szybkim susem znalazł się przy mnie. 
Cały czas się wycofywałam, a jego gwałtowny ruch sprawił, że z impetem natrafiłam plecami na drzwi. Dłonią zaczęłam szukać za sobą klamki, podczas gdy strach we mnie narastał.
Max wyglądał teraz jak szaleniec. Nie znałam go od tej strony. Zaczął się do mnie dobierać. Nie krzyczałam, bo byłam pewna, że i tak nikt mi nie uwierzy. 
- Spadaj, palancie - warknęłam tylko, i kopnęłam chłopaka w krocze, po czym szybko wybiegłam za drzwi, zostawiając za sobą wijącego się z bólu celebrytę. 
          Na schodach natknęłam się na idącego w górę Nathana. Był zdziwiony, widząc mnie w takim stanie. Nie płakałam. Byłam po prostu roztrzęsiona, i zdezorientowana. 
- Ej, co się stało? - spytał zaniepokojony, trzymając mnie w ramionach, w których znalazłam się przez wbiegnięcie na chłopaka. 
- Proszę cię, ukryj mnie gdzieś, ja nie chcę, schowaj mnie - mówiłam bez ładu i składu. 
Nathan spojrzał w moje oczy, a widząc w nich przerażenie, pociągnął mnie do swojego pokoju. 
          W środku poprosiłam tylko, by zamknął za sobą drzwi. Wiedziałam, że jemu mogę ufać. Był dla mnie zupełnie jak starszy brat, którego nigdy nie miałam, a zawsze chciałam mieć. Dziwiło mnie, że w ostatnim czasie poznałam tylu ludzi, z którymi tak bardzo się zżyłam. 
- A więc, może powiesz mi, co cię tak przestraszyło? - spytał, siadając obok mnie.
Już miałam odpowiedzieć, kiedy przerwało mi pukanie do drzwi. 
- O Boże - szepnęłam - to on. Nie otwieraj! - chwyciłam zmierzającego do drzwi bruneta za rękę. 
- Dlaczego? 
- Albo otwórz, ale spław go. To na pewno Max. Proszę cię, powiedz, że mnie tu nie ma - poprosiłam cicho, i szybko wskoczyłam do łazienki, przymykając za sobą drzwi, i próbując uspokoić oddech. 
Po chwili usłyszałam głosy Maxa i Nathana. Kiedy tylko drzwi trzasnęły, wyszłam z łazienki. Natychmiast napotkałam pytający wzrok Sykesa. 
- A więc.. - westchnęłam, ponownie zajmując miejsce na kanapie. Moje dłonie trzęsły się niemiłosiernie. - Przed chwilą byłam u Maxa. Rozmawialiśmy ,a po chwili on zaczął.. no wiesz.. obrażać Nialla.. Wiem, że nie chcę z nim rozmawiać, ale rozumiesz.. I ja się zdenerwowałam. I wtedy Max.. zaczął się do mnie dobierać. Wiem, że brzmi to niewiarygodnie, ale.. 
- Wierzę ci.
Te słowa podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody. 
- Co? Jak to?
- Takie sytuacje miały miejsce już wcześniej, ale nikt nie wnosił skargi, poza tym za każdym razem ten idiota obiecywał poprawę. Jak widać, nawalił po raz kolejny. I trzeba będzie wreszcie coś z tym zrobić. 
- Nie, słuchaj. Nie mów mu nic, że wiesz. Nikomu, okej? Póki co mi nic nie zrobił. Jeżeli sytuacja się powtórzy, to po prostu.. wrócę do Irlandii. 
- A co, jeżeli następnym razem nie zdążysz uciec? - spytał Nathan, chwytając moją dłoń. - Nie chcę, żeby on coś ci zrobił, mimo całej sympatii, jaką go darzę. 
Uśmiechnęłam się do niego kącikiem ust. 
- Spokojnie, dam sobie radę. W razie co ustawię sobie w telefonie opcję "wiadomości alarmowej", i w razie wypadku wyślę ci ją. Zgoda? 
- Zgoda. 



- Charlie? Cześć, co u ciebie? Jak tam w Brukseli? - Olly zapłacił za swój koktajl, i usiadł przy stoliku znajdującym się w głębi lokalu.
- Aaa, wiesz, jak to jest. Tłumy ludzi, masa roboty.
Głos jego kuzynki był jakiś niewyraźny. Dziwny niepokój ścisnął jego sercem. 
- Coś się stało? Nie, żebym był wścibski, ale masz jakiś taki zmieniony głos. 
- Wszystko jest okej, nie masz co się martwić. Jestem po prostu trochę zmęczona. 
Nie wierzył w ani jedno jej słowo. 
- To kiedy mogę wpaść? Wiesz, postanowiłem ostatnio częściej odwiedzać rodzinę, taki kaprys. 
- Dam ci znać, gdy tylko znajdę chwilę czasu. Obiecuję.
Porozmawiali jeszcze chwilę o pogodzie, o muzyce, i zakończyli rozmowę. 
          Oliver wyraźnie słyszał zmianę, jaka zaszła u kochanej Charlie. Jeszcze nie wiedział, w jaki stopniu ona na nią wpłynęła, ale musiał się jak najszybciej tego dowiedzieć. Coraz częściej obawiał się, że jego domysły mogą się wkrótce spełnić. 



Następnego dnia, Bruksela. 




          Dziś Charlie Watson postanowiła trzymać się jak najbliżej Nathana. Wiedziała, że może narazić się na nieprzychylne komentarze ze strony fanek, jednak nie dbała o to. Starała się za wszelką cenę unikać wzroku Maxa, a kiedy tylko na niego natrafiła, prawie wyczuwała szyderstwo, które kryło się za każdym spojrzeniem. Jak na razie radziła sobie z tym całkiem nieźle, ale nie wiedziała, co będzie potem. Bała się, że sytuacja się powtórzy. 
          Nie musiała długo czekać. 
Znajdowali się w jakimś studiu nagraniowym, gdzie mieli odśpiewać swój najnowszy kawałek, "I found you". Gdy już pomogła przy strojach i fryzurach, udała się do łazienki. Musiała nieco ochłonąć. Cały dzisiejszy dzień chodziła spięta i zdenerwowana, modląc się, by tylko Max nigdzie jej nie dołapał. 
          Woda szumiała, a Charlie stała przed lustrem, i przemywała twarz. Po kolejnym podniesieniu głowy, za sobą ujrzała twarz Maxa. Odruchowo wzdrygnęła się ze strachu, przymykając powieki. 
- Tu jest damska toaleta - powiedziała spokojnie, mierząc go wzrokiem. 
- I found you, my only truth, I was lost, till I found you.. - zaintonował George, idąc w jej stronę. 
- Człowieku, ty jesteś psychiczny.. proszę, daj mi spokój, nic ci nie zrobiłam - powiedziała Charlie, szukając wzrokiem czegoś, co mogłoby jej posłużyć za broń.
- Jesteś na to zbyt.. pociągająca - odparł chłopak, chwytając ognistowłosą w mocnym uścisku, i przyciskając ją do ściany. 
Automatycznie Watson zaczęła krzyczeć, jednak Max przysłonił dłonią jej twarz. 
- Zamknij się, bo cię zabiję - powiedział, a Charlie tylko jęknęła, i pokiwała głową. 
Zrozpaczona pomyślała o tym, że mogłaby spróbować się wyrwać, ale nie miała na tyle siły. Przecież ten palant był od niej dwa razy większy. Zadziałała jednak w drugą stronę. 
          Sprytnie zaczęła całować chłopaka, udając, że w końcu mu uległa. Max wysadził ją na umywalkę, wodząc dłońmi po jej drobnym ciele. 
          Wcześniej Charlie dostrzegła metalowe pudełeczko na mydło w kostce, które już po chwili ściskała w dłoni. Szybkim ruchem uderzyła chłopaka w głowę, i zwinnie po raz drugi uciekła z jego pułapki. 
          Gdy tylko wbiegła do garderoby, w której siedział Nathan wraz z Sivą, jej przyjaciel od razu wiedział, co się stało. 
- Zabiję go - warknął, i wstał, zamierzając znaleźć Maxa i raz na zawsze się z nim rozprawić. 
- NIE! - zaoponowała dziewczyna, zasłaniając mu drzwi. - Do trzech razy sztuka. 
Siva patrzył to na jedno, to na drugie. 
- Może powiecie mi, o co chodzi? 
I Nathan mu powiedział.  

niedziela, 2 grudnia 2012

Cześć, panie Sykes! Mam dla pana fantastyczną informację: przyjmuję waszą ofertę.

          Zadziwiające jest to, jak ludzkie uczucia potrafią w jednej chwili tak drastycznie się zmieniać. Emocje wahają się pomiędzy tęsknotą, a chęcią niewidzenia danej osoby, między miłością a nienawiścią.
          Tak się właśnie czułam, kiedy dotarłam do domu Caitlin. Podczas wędrówki po prostu przeczuwałam, kogo zastanę w jej mieszkaniu. Z jednej strony chciałam zobaczyć Nialla, z drugiej zaś była to ostatnia rzecz, na jaką miałam ochotę. Przez myśl przemknęło mi, że powinnam poszukać dobrego psychologa, bo zaczynam mieć poważne problemy ze sobą.
          Jak zwykle weszłam bez pukania, obwieszczając wszem i wobec swoje przybycie. Z salonu dobiegły mnie znajome głosy. Po chwili wybiegła naprzeciw mnie sama Cat.
- Zgadnij, kto przyjechał! - pisnęła zadowolona, zachowując się tak, jakbyśmy nigdy w życiu się nie pokłóciły.
Za to ją kochałam. Nie trzeba było przepraszać się Bóg wie ile, nie trzeba było odgrywać brazylijskich telenowel. Zaledwie po paru godzinach zapominałyśmy o całej sprawie, i wspólnie krytykowałyśmy kolejną pozerkę, która uważała się za światowej sławy gwiazdę.
Nie odpowiedziałam, tylko podążyłam za nią do salonu. Tak jak podejrzewałam, byli tam Niall, Zayn, Lou, Liam i Harry, którzy wpatrywali się we mnie z wyczekiwaniem.
- Cześć, jak było w Ameryce? - spytałam jak gdyby nigdy nic, ledwo co powstrzymując cisnącą się na usta falę pytań, jakie tkwiły w tej chwili w mojej głowie.
- Całkiem dobrze, dużo fanek, masa mediów, wiesz, jak to jest - powiedział Niall złośliwym, chłodnym tonem, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Niby skąd mam takie rzeczy wiedzieć? Chyba Ci się coś pomyliło.
Nie bardzo rozumiałam, o co mu w tej chwili chodziło. Po jego wyrazie twarzy domyślałam się, że jest o coś zły. Komiczne. Bo to prędzej ja powinnam czuć się urażona.
Przeniosłam swój wzrok na Cat, patrząc w jej kierunku pytająco. Tamta siedziała naprzeciwko mnie z kamienną twarzą, pusto wpatrując się w przestrzeń. Jej dobry humor całkowicie gdzieś uleciał.
- Może powiesz nam, bo Caitlin jakoś nie bardzo chce gadać, jak to jest, że kiedy nas nie ma, tak po prostu idziesz sobie na koncert tych imbecyli, i obściskujesz się z nimi na każdym kroku?
          Słowa te nie tyle mnie zabolały, co wręcz zaszokowały, i sprawiły, że nie mogłam powstrzymać wybuchu śmiechu. Normalnie ryknęłam takim rechotem, że aż szyby w oknach zaczęły dygotać. Wszyscy patrzyli na mnie jak na opętaną, a ja śmiałam się dopóty, dopóki łzy nie pociekły ciurkiem z moich oczu.
- Jeeej, co się stało, że nagle zacząłeś się interesować moją osobą, hmm? - sparowałam wypowiedź Horana, podpierając brodę na dłoni, i wpatrując się w niego z niemałym zainteresowaniem.
Widać było, że jest poirytowany, podobnie z resztą jak i wszyscy pozostali.
- Wyobraź sobie, że Cat wymyśliła, że dostaniemy się za kulisy. I udało nam się. A że chłopcy okazali się tak mili i kulturalni, pozwolili nam zostać i lepiej się zapoznać, a na koniec zrobili sobie z nami zdjęcia. Zaproponowali nam nawet robotę, prawda, Cat? - dodałam ze złośliwym uśmiechem na twarzy.
Tą informacją kompletnie zbiłam Irlandczyka z pantałyku.


Z punktu widzenia Cat.


          Kiedy w drzwiach zobaczyłam roześmianą twarz Louis'a, mój zły humor wywołany kłótnią z Charl's zniknął tak szybko, jak się pojawił.
- Witajcie! Nie spodziewałam się was tutaj. Wejdźcie, wejdźcie, kochani. Kawy, herbaty? Może jesteście głodni? - dodałam, spoglądając głównie w kierunku blondyna.
Jego mina nie wyrażała bynajmniej takiego entuzjazmu, jak twarz jego przyjaciela.
          Urzędując w kuchni napisałam w międzyczasie do Watson, która - byłam pewna - powinna ucieszyć się z powrotu chłopaków. Gdybym wiedziała, co z tego wyniknie, nie zapraszałabym jej tutaj, na pewno nie w tej chwili.
          Czerwonowłosa zjawiła się parenaście minut po tym, jak wysłałam jej sms'a z informacją o przybyciu specjalnych gości. Byłam pewna, że Charlie zapomni o tym wszystkim, co gnębiło ją dotychczas, że po prostu wymaże ostatnie kilka dni z pamięci, i będzie żyła tak, jakby Niall wcale nie wyjechał do tej całej Ameryki, i jak gdyby nigdy nie było przerwy w ich znajomości. Grubo się jednak myliłam, co naprawdę rzadko mi się zdarzało.
          Już na wejściu jej mina nie wróżyła nic dobrego, a kiedy tylko rozpoczęła konwersację - a raczej prędzej bym to nazwała kłótnią - z blondynem, nie pozostało mi nic innego jak tylko siedzieć, i czekać finału tej całej maskarady. Z tego co widziałam, reszta zespołu była nie mniej zakłopotana ode mnie, żaden z nich nie wiedział, jak zareagować, jak przerwać ten potok zdań, który był zbędny, i który mógłby zakończyć się inaczej, niż się zakończył. Na wieść o propozycji pracy dla The Wanted, Horan nie wytrzymał.
- I co, pewnie jeszcze masz zamiar ją przyjąć, tak?! Nie pamiętasz już, jak Max i Tom potraktowali Zayna?! Wiesz co? Czasem naprawdę żałuję, że Cię poznałem. - zakończył Niall, i zdenerwowany, opuścił dom.
Zapanowała niezręczna cisza, którą przerwały łzy mojej przyjaciółki. To wszystko zaszło za daleko. Wypowiedzieli o kilka słów za dużo. I znów czułam się winna. Powinnam była temu jakoś zaradzić. A teraz.. ? Zwykła sprzeczka przerodziła się w coś, co mogło już nigdy nie zostać naprawione. Coś, przez co oboje będą cierpieć.
          Tomlinson nie zwlekając zerwał się, i pobiegł za Niallem. A ja..? Nadal nie wiedziałam, co zrobić. Taak, taka ze mnie przyjaciółka. Obserwowałam Charlie, której z początku tylko łzy cicho spływały po policzkach, które jeszcze przed chwilą były rozognione pod wpływem kłótni z Horanem. Ona zawsze tak miała. Kiedy walczyła o swoje racje, kiedy wykłócała się z kimś o coś, czy też relacjonowała jakieś wydarzenie, z reguły denerwowała się do tego stopnia, że głos zaczynał jej się załamywać, brakowało jej słów, nawet najprostszych, a na twarz występowały wypieki. Widać wtedy było, jak bardzo się angażuje, i jak bardzo jej na czymś zależy.
          Charlie rozszlochała się na dobre. Jej ciałem wstrząsały takie konwulsje, że wszyscy baliśmy się, że zaraz straci przytomność, czy dostanie prawdziwych drgawek. Harry próbował uspokoić ją, wtulając ją w swoje ramiona. Żadne słowa, żadne czyny jednak nie potrafiły sprawić, by Charlie przestała płakać.
- Kochanie, wszystko będzie dobrze, zobaczysz, pogodzicie się.. - mówiłam do niej, głaszcząc ją po ognistych włosach.
Widać było, że bardzo chce coś powiedzieć, ale po prostu nie była w stanie, więc zaczęła płakać jeszcze bardziej. Widząc ją w takim stanie, serce mi się krajało. Uświadomiłam sobie wtedy, że najgorsza jest bezsilność.


Gdzieś w Belfaście.


          Louis biegał po całej okolicy, starając się znaleźć Nialla. Nie chciał, by ten zrobił coś głupiego, co w owym stanie byłby skłonny wymyślić. Rozgorączkowany, nie zważając na to, że ktoś go rozpozna, szukał przyjaciela wszędzie, gdzie tylko się dało.
- Spokojnie, Lou, pomyśl, gdzie ten idiota mógł pójść... - myślał na głos Tommo, drapiąc się po głowie i usiłując przypomnieć sobie miejsca, w których Irlandczyk lubił przebywać, kiedy pragnął być sam.
          Miejsc tych mogło być kilkadziesiąt, dwudziestolatek wybrał jednak najbardziej prawdopodobne. Skierował się w stronę rzeki Lagan, nad którą chłopak uwielbiał przebywać. Tam też go znalazł, pogrążonego w myślach, ze śladami niedawnych łez na twarzy. Lou dosiadł się do niego, nie mówiąc przez pewien czas ani słowa.
- Wiesz, naprawdę mi na niej zależało.. - powiedział cicho Niall.
- Teraz już nie zależy?
- Widzisz, co ona robi? Ona mnie po prostu nienawidzi, a ja nie wiem za co. Charlie chce się po prostu na mnie odegrać, nie wiem, co się z nią stało, chyba jakiś diabeł w nią wstąpił w ciągu tych kilku dni.
- Posłuchaj, zdenerwowałeś się, bo zobaczyłeś jej zdjęcie z Nathanem. Ale to w sumie tak, jakby ona zdenerwowała się, bo zobaczyła jakieś twoje zdjęcie z fanką tego typu. Rozumiesz?
- Ale fani to nie są jej wrogowie. A sam przecież nie lubisz tych.. osobników - Niall skrzywił się na samą myśl o zespole The Wanted.
- Owszem, nie lubię ich. Ale nie oznacza to, że Charlie i Cat także mają czuć wobec nich taką samą niechęć. A, no i tak a propos tego stwierdzenia "fani nie są jej wrogami". Tutaj muszę się z tobą nie zgodzić. Widziałem wiele hejtów, które były pod adresem Charlie tylko dlatego, że ciebie zna. Właściwie nas. Głównie jednak chodziło o to, żeby się od ciebie odczepiła, bo inaczej ją zabiją.
Horan spojrzał na przyjaciela lekko zdezorientowany.
- Ale.. jak...
- Ty widziałeś tylko część tweetów, ja miałem dostęp do jej telefonu, na którym miała nie tylko tweety, ale też posty na facebooku, i nawet prywatne wiadomości. Nie mówiła ci, bo nie chciała cię martwić. Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteś jej drogi.
Louis wpatrywał się przez chwilę w błękitne tęczówki Nialla, po czym wstał, i otrzepał spodnie.
- Podejrzewam, że dziewczyna siedzi teraz w domu, i zalewa się łzami żałując tego wszystkiego, co się wydarzyło. Powinieneś wrócić i porozmawiać z nią na spokojnie - po tych słowach Tommo wsunął dłonie do kieszeni spodni, i powolnym krokiem ruszył w drogę powrotną do domu Cat.


Perspektywa Horana.


          Zostałem. Nie miałem jeszcze ochoty na powrót do tego wszystkiego, co teraz działo się w domu Caitlin. Ostatnie wydarzenia, które działy się zbyt szybko, jak na mój rozum, przerastały mnie. Czego ci wszyscy ludzie ode mnie oczekiwali? Przecież jestem tylko zwykłym, dziewiętnastoletnim Irlandczykiem, który spełnił swoje marzenia, a teraz płaci za to chyba zbyt wysoką cenę. Czasem chciałbym wrócić do czasów, kiedy jeszcze byłem zwykłym nastolatkiem, grającym w Mullingarze z przyjaciółmi w piłkę, a czasem pogrywającym na gitarze dla własnej przyjemności.
          Cisnąłem w wodę kamień. Na jej dotąd niezmąconej tafli pojawił się charakterystyczne kręgi, które rozchodziły się po powierzchni w równych odstępach, stając się coraz większymi, i większymi. Wpatrywałem się w te kręgi, które przypominały mi chwile, które są, a później tak po prostu odchodzą. Westchnąłem głęboko, i podjąłem decyzję o powrocie.


Dom Cat.


          Byłam na siebie wściekła, że tak emocjonalnie podeszłam do sprawy. Nienawidziłam siebie za to. Z trudem łapałam powietrze, ocierając licznymi chusteczkami zapłakaną twarz. Wszyscy przypatrywali mi się z niepokojem wypisanym na twarzach.
- Jest już okej, dajcie s-s-spokój - powiedziałam, jąkając się nieco, co było typowe po co dopiero skończonym płaczu.
Drzwi frontowe otworzyły się, usłyszeliśmy trzask zamka, i w drzwiach pojawił się Lou.
- I? - spytał z niepokojem w glosie Liam.
          "Daddy Directioner", tak nazywali Payne'a. Pasowało do niego jak ulał. Mimo tego, że to właśnie Louis był najstarszy, to ten ciemnowłosy chłopak był najbardziej odpowiedzialną osobą w zespole. Martwił się o wszystkich, zupełnie tak, jakby był ich ojcem. Za to wszyscy go tak bardzo kochali.
- Wszystko jest okej, siedzi nad rzeką. Musi przemyśleć kilka spraw - odparł Lou, siadając na kanapie obok Malika.
Spojrzałam na Tomlinsona zapuchniętymi oczami, i przygryzłam lekko dolną wargę. Bardzo chciałam go zapytać o to, czy Niall jest bardzo zły, czy może jednak trochę mniej, jednak czułam, że nie będzie mi on w stanie na to pytanie odpowiedzieć. Milczałam więc, cały czas rozpaczając w głębi siebie, i obwiniając siebie za całą zaistniałą sytuację.
          No bo po co ja mu to wszystko mówiłam? Po co w ogóle poszłam wtedy za te kulisy, dlaczego nie odebrałam telefonu, kiedy Niall dzwonił? Dlaczego zachowałam się tak, a nie inaczej? Pytania te pozostawały bez odpowiedzi. Żałowałam każdego wypowiedzianego słowa, przez które doszło do tej kłótni. Gdybym tylko mogła cofnąć czas...
          Kolejny trzask zamka w drzwiach domu Cat. Tym razem obwieścił on przybycie Nialla. Od razu zapragnęłam z nim porozmawiać.
- Niall. - zaczęłam.
Tamten jednak nawet na mnie nie spojrzał.
- Słuchajcie, wracam do hotelu. Jak coś, to tam właśnie będę. Nie zapominajcie, że jutro rano wylatujemy do Niemiec - dodał, zabrał kurtkę, i wyszedł, tak po prostu.
          Nie dopuścił mnie do głosu, nie miałam nawet szansy przeprosić go i wytłumaczyć mu mojego zachowania. To wszystko przez to, że tak za nim tęskniłam. To wszystko właśnie przez to...
          Przez resztę dnia wszyscy starali się poprawić mi humor, unikali tematu Nialla, jednak mimo wszystko nie potrafiłam wymazać obrazu jego lodowatego spojrzenia ze swojego umysłu. Cały czas myślałam tylko o nim. A przecież jutro znów mieli wyjechać, Bóg wie na jak długo. Byłam zdruzgotana.

          Nim się obejrzałam, stałam przed hotelem i żegnałam się z chłopcami, którzy już za pół godziny mieli samolot wylatujący do Berlina. Niall siedział w aucie, czekając na przyjaciół. Stałam tam, i udawałam, że jest okej, bo co innego mi pozostało?
- Jak tylko wrócimy, natychmiast napiszemy. Poza tym i tak zostajemy w kontakcie - powiedział Zayn, i poczochrał moje włosy, spoglądając na mnie z troską w oczach.
- Głowa do góry, mała, będzie dobrze. Przekonamy go - obiecał, i musnął moje czoło w czułym geście pożegnalnym.
          Pół godziny później siedziałam na łóżku Cat z kubkiem kakao w ręce, a z moich oczu znów automatycznie płynęły łzy. Czy tak właśnie wyglądać miał każdy mój następny dzień..? Nie poszłam dziś do szkoły, a co za tym idzie, Caitlin została wraz ze mną. Nie byłam w stanie pozbierać się na tyle, by móc normalnie uczestniczyć w lekcjach. Na tę chwilę było to ponad moje siły. Byłam wdzięczna blondynce, że została przy mnie, mimo wszystko.


Oczami Cat.


          Widząc Charlie w takim stanie, nie miałam serca zostawić jej samej, w jej pustym mieszkaniu, w którym mogły przyjść jej do głowy różne, niekoniecznie bezpieczne pomysły. Zostałam z nią więc u siebie, postanawiając zająć się nią najlepiej, jak tylko będę umiała. Zaciemniłam pokój, zasuwając zasłony, przygotowałam ciepłe kakao, wywołując pozory miłego nocowania, i puściłam jakąś komedię romantyczną, na poprawę humoru. Mimo to Watson siedziała obok mnie, a potok łez wypływał ciągle z jej i tak już prawie niewidocznych oczu. Głowiłam się nad tym, co bym jeszcze mogła zrobić. Nienawidziłam, kiedy przyjaciółka, najdroższa mi osoba od śmierci rodziców, byłą przygnębiona, zwłaszcza do tego stopnia. W innych okolicznościach wykastrowałabym tego, kto doprowadził ją do takiego stanu, ale że był to właśnie Niall, powstrzymałam się od tego. Nikomu nie życzę, by znalazł się w sytuacji takiej, jak ja się znalazłam. Z jednej strony zdruzgotana przyjaciółka, z drugiej - wcale nie w lepszym nastroju przyjaciel.


W powietrzu.


          Przy pożegnaniu, które obserwowałem z wnętrza samochodu, o mało co nie wybuchnąłem donośnym płaczem. Z całego serca pragnąłem wyściskać tę małą, wyglądającą jak siedem nieszczęść osóbkę, ale coś mnie hamowało. Myśl, że Charlie postanowiła wybrać jakiegoś tam Sykesa zamiast niego, przyprawiała go o ból głowy. Zaraz, zaraz... czy ona w ogóle wspominała coś o tym, że ma zamiar przyjąć tą ofertę? Nie ważne, Nialler, przecież skoro ci o niej mówiła, to jest rzeczą oczywistą, że ma zamiar, bo czemu niby nie? Będzie dobrze zarabiać, będzie jeździć z nimi w trasy, a co najważniejsze - będzie mieć fantastycznego chłopaka, idola tysięcy nastolatek. Kto by nie chciał takiego życia?
          Horan, a co jeżeli jej naprawdę na tobie zależy? Co, jeśli to wszystko było tylko tym, o czym mówił Lou? Nie udawaj, że jesteś wobec niej obojętny. Lubisz ją, nawet bardzo. Można powiedzieć wręcz, że jesteś nią zauroczony. Czy nie lepiej byłoby zawrócić ten cholerny samolot, i po prostu pogodzić się z nią?
          Gdyby jej na mnie zależało, najnormalniej w świecie okazałaby mi to w jakiś sposób, a nie na wejściu wywoływała kłótnię.
          Zaraz, zaraz, przecież to ty zacząłeś, nie ona. To ty, kiedy tylko pojawiła się w salonie, zarzuciłeś ją swoimi oskarżeniami, z których nie miała żadnego obowiązku ci się tłumaczyć.
          Dość, miałem tego wszystkiego po prostu dość. Prowadziłem ten wewnętrzny monolog licząc na to, że do czegoś wreszcie dojdę, jednak na nic takiego się nie zanosiło. Wpatrywałem się w okno, za którym przesuwały się białe obłoki,  a przed oczyma cały czas miałem obraz zapłakanej Charlie. Na samą myśl o niej moje serce biło szybciej, a w brzuchu czułem coś dziwnego. Nie byłem jednak w stanie na tą chwilę się z nią porozumieć. Po prostu nie mogłem.


          Oglądając film i popijając przepyszne kakao, której w tej chwili jednak nie smakowało tak fenomenalnie, podjęłam jakże ważną decyzję. Chwyciłam za telefon, i weszłam na profil Nathana.
" Cześć, panie Sykes! Mam dla pana fantastyczną informację: przyjmuję waszą ofertę." 
Po wysłaniu tej wiadomości, pierwszy raz od wczoraj uśmiechnęłam się. Caitlin spojrzała na mnie nieufnie, zapewne czując, co się święci. Nie przejmowałam się jednak. Zrobiłam to, co uważałam za słuszne.